Markowskie bociany
Przywilej miało zawsze najmłodsze dziecko, gdyż to jemu przede wszystkim należało się miejsce na rękach taty, a czasem i dwoje się tam zmieściło. Jakże miło wyglądała ta sielanka, piękna, czysta, rodzinna sielanka…
Wszystko ma swój czas i na wszystko pod słońcem jest wyznaczona godzina… A ten koniec zbliżał się milowymi krokami. Nie tylko dlatego, że trwała wojna, lecz bardziej to okoliczność samarytańskiej przysługi każdego dnia narażała rodzinę na zapowiedziane obwieszczeniem kary. Józef z żoną długie nocne godziny spędzali na rozmowie o przyszłości, ale za każdym razem swoje lęki i obawy zawierzali Bogu w modlitwie różańcowej. Jak refren piosenki powracała ku nim i przesuwała się przed oczami serca jedna, ewangeliczna przypowieść o Miłosiernym Samarytaninie. Był to dla nich koronny argument, że słuszność jest po ich stronie, po stronie miłości Boga i bliźniego… Tak wiele razy czytali wspólnie ten fragment Ewangelii, że znali na pamięć podkreśloną na czerwono perykopę, z dopiskiem nowego, swojego FIAT, które dla nich jest bezwarunkowym TAK… bowiem w tej konkretnej sytuacji każda noc – mogła być ostatnia, każdy dzień – bez zachodu słońca, a godziny – wszystkie policzone… Pan Jezus powiedział: nie znacie dnia ani godziny…
/Z książki Markowskie bociany/